Cień wątpliwości Songtext
von Trzeci Wymiar
Cień wątpliwości Songtext
Kolejny ranek, leci kawałek singla Dilated Peoples
Wychodzę - winda - parter, jadę po tytoń
Jest chyba czwartek lecz wiesz wisi mi to
Koski otwarte, wchodzę, błyszczy lastrico
Jak mam wierzyć pierwszym stronom
Jak do końca nie wierzę sobie?
Nie ufam pierwszym stronom, może mam fobię
Mam wierzyć mentorom, że mają świat pod kontrolą
Dopóki na kolejny moloch nie spadnie samolot?
Za ladą kolo stał tak jak za Colą Sprite
Wyglądał jakby wczoraj zderzył się z nim Bolo Young Lub przeżył holocaust - proszę Marlboro Light
Kończę monolog, biorę Marlboro, wychodzę, jest maj
Mija mnie grupa zalana w trupa, z okna gra Tupac
Jest upał, czarny nekrolog wciąż wisi na słupach
Ten kolo przeżył niewiele ponad czterdzieści lat
Cywilizacja mas umiera powiedziałby Szad
Wracam - klucz, drzwi, winda, w mękach na jedenastej
Nie jestem sam, obok panienka, w jej rękach Hustler
Gdzieś z czwartego piętra słyszę gra Basket
Winda stop - żegnam laskę jadę na jedenaste
Siedzę i gin na tury piję, w mroku oddycha cisza
Jak film w ponurym kinie płynie leniwie czas dzisiaj
Ludzka natura hien każe nam biec po trupach
W miasta konturach ginie wiara, Bóg nas oszukał
Jest po 24 - znów nie mogę zasnąć
W CD′ku grają sample, znów widokiem miasto
Światła pod blokiem gasną, kończy się pościg
Dziesięć pięter, parter, zostają wątpliwości
Jest środek dnia, z bólem głowy, z pełną wody szklanką
Skacowany wychodzę na balkon
Tak witam znowu dzień między trzecią a czwartą
Za dużo alkoholu, wiem, chyba nie było warto
Po prawej miasto przypomina piekło
Po lewej dym z komina - myśli biegną
Mam tyle pytań, gdy wspominam przeszłość
Wtedy godzina przypomina wieczność
Biorę łyk wody, poczym łapię oddech
Zamykam oczy, lecz ciągle czuję pośpiech
Kolejny łyk wody, na drogach korki
Czy to za hajsem pościg jak na Wallstreet?
Po co mi miliony parszywej gotówki?
Gdzie kupię bony na szczęście za złotówki?
Po co mi miliony co nie wypełnią pustki?
Ile jest takich z kasą co żyją w próżni
Po lewej sąsiad wygląda z okna
Pod klatką słodka idiotka znów na plotkach
Już prawie piąta, kończę ten show-time
Czasem nie rozumiem ludzi - wracam do środka
Siedzę i gin na tury piję, w mroku oddycha cisza
Jak film w ponurym kinie płynie leniwie czas dzisiaj
Ludzka natura hien każe nam biec po trupach
W miasta konturach ginie wiara, Bóg nas oszukał
Jest po 24 - znów nie mogę zasnąć
W CD'ku grają sample, znów widokiem miasto
Światła pod blokiem gasną, kończy się pościg
Dziesięć pięter, parter, zostają wątpliwości
Zabieram rękę spod podpartej szczęki
Wstaję, gaszę sprzęt i wyłączam ten bit
Obok łazienki ubieram stare buty i krótkie panterki
Do ręki biorę klucz i dwie puste butelki
Klucz do zamka - przekręcam - klamka
Szara firanka na korytarzu prawie nie wpuszcza światła
Schody, klatka - jakbym to przeczuł - w kieszeni kartka
W ten długi wieczór czeka mnie rejs po przystankach
Bo czasem są dni, że jestem tylko ja i chodnik
To dni kiedy czas płynie jak w samotni
Bo czasem są dni, kiedy zaczynam wątpić
Zbyt wiele pytań, zbyt wiele brakujących ogniw
Czy rzeczywiście instynkt zabójcy w nas jest?
Czeka mnie wolność, czy ten zabójczy azbest?
Kiedy odnajdę wenę, a kiedy znów przygasnę
I czy zostanie po mnie ten twórczy aspekt?
Boże daj spokój, spójrz już po dwunastej
Chcę poznać prawdę, zginę od kul czy zasnę?
Jak się zakończy mój lot nad kukułczym gniazdem
I czy na końcu odnajdę ból czy pasję?
Siedzę i gin na tury piję, w mroku oddycha cisza
Jak film w ponurym kinie płynie leniwie czas dzisiaj
Ludzka natura hien każe nam biec po trupach
W miasta konturach ginie wiara, Bóg nas oszukał
Jest po 24 - znów nie mogę zasnąć
W CD′ku grają sample, znów widokiem miasto
Światła pod blokiem gasną, kończy się pościg
Dziesięć pięter, parter, zostają wątpliwości
Wychodzę - winda - parter, jadę po tytoń
Jest chyba czwartek lecz wiesz wisi mi to
Koski otwarte, wchodzę, błyszczy lastrico
Jak mam wierzyć pierwszym stronom
Jak do końca nie wierzę sobie?
Nie ufam pierwszym stronom, może mam fobię
Mam wierzyć mentorom, że mają świat pod kontrolą
Dopóki na kolejny moloch nie spadnie samolot?
Za ladą kolo stał tak jak za Colą Sprite
Wyglądał jakby wczoraj zderzył się z nim Bolo Young Lub przeżył holocaust - proszę Marlboro Light
Kończę monolog, biorę Marlboro, wychodzę, jest maj
Mija mnie grupa zalana w trupa, z okna gra Tupac
Jest upał, czarny nekrolog wciąż wisi na słupach
Ten kolo przeżył niewiele ponad czterdzieści lat
Cywilizacja mas umiera powiedziałby Szad
Wracam - klucz, drzwi, winda, w mękach na jedenastej
Nie jestem sam, obok panienka, w jej rękach Hustler
Gdzieś z czwartego piętra słyszę gra Basket
Winda stop - żegnam laskę jadę na jedenaste
Siedzę i gin na tury piję, w mroku oddycha cisza
Jak film w ponurym kinie płynie leniwie czas dzisiaj
Ludzka natura hien każe nam biec po trupach
W miasta konturach ginie wiara, Bóg nas oszukał
Jest po 24 - znów nie mogę zasnąć
W CD′ku grają sample, znów widokiem miasto
Światła pod blokiem gasną, kończy się pościg
Dziesięć pięter, parter, zostają wątpliwości
Jest środek dnia, z bólem głowy, z pełną wody szklanką
Skacowany wychodzę na balkon
Tak witam znowu dzień między trzecią a czwartą
Za dużo alkoholu, wiem, chyba nie było warto
Po prawej miasto przypomina piekło
Po lewej dym z komina - myśli biegną
Mam tyle pytań, gdy wspominam przeszłość
Wtedy godzina przypomina wieczność
Biorę łyk wody, poczym łapię oddech
Zamykam oczy, lecz ciągle czuję pośpiech
Kolejny łyk wody, na drogach korki
Czy to za hajsem pościg jak na Wallstreet?
Po co mi miliony parszywej gotówki?
Gdzie kupię bony na szczęście za złotówki?
Po co mi miliony co nie wypełnią pustki?
Ile jest takich z kasą co żyją w próżni
Po lewej sąsiad wygląda z okna
Pod klatką słodka idiotka znów na plotkach
Już prawie piąta, kończę ten show-time
Czasem nie rozumiem ludzi - wracam do środka
Siedzę i gin na tury piję, w mroku oddycha cisza
Jak film w ponurym kinie płynie leniwie czas dzisiaj
Ludzka natura hien każe nam biec po trupach
W miasta konturach ginie wiara, Bóg nas oszukał
Jest po 24 - znów nie mogę zasnąć
W CD'ku grają sample, znów widokiem miasto
Światła pod blokiem gasną, kończy się pościg
Dziesięć pięter, parter, zostają wątpliwości
Zabieram rękę spod podpartej szczęki
Wstaję, gaszę sprzęt i wyłączam ten bit
Obok łazienki ubieram stare buty i krótkie panterki
Do ręki biorę klucz i dwie puste butelki
Klucz do zamka - przekręcam - klamka
Szara firanka na korytarzu prawie nie wpuszcza światła
Schody, klatka - jakbym to przeczuł - w kieszeni kartka
W ten długi wieczór czeka mnie rejs po przystankach
Bo czasem są dni, że jestem tylko ja i chodnik
To dni kiedy czas płynie jak w samotni
Bo czasem są dni, kiedy zaczynam wątpić
Zbyt wiele pytań, zbyt wiele brakujących ogniw
Czy rzeczywiście instynkt zabójcy w nas jest?
Czeka mnie wolność, czy ten zabójczy azbest?
Kiedy odnajdę wenę, a kiedy znów przygasnę
I czy zostanie po mnie ten twórczy aspekt?
Boże daj spokój, spójrz już po dwunastej
Chcę poznać prawdę, zginę od kul czy zasnę?
Jak się zakończy mój lot nad kukułczym gniazdem
I czy na końcu odnajdę ból czy pasję?
Siedzę i gin na tury piję, w mroku oddycha cisza
Jak film w ponurym kinie płynie leniwie czas dzisiaj
Ludzka natura hien każe nam biec po trupach
W miasta konturach ginie wiara, Bóg nas oszukał
Jest po 24 - znów nie mogę zasnąć
W CD′ku grają sample, znów widokiem miasto
Światła pod blokiem gasną, kończy się pościg
Dziesięć pięter, parter, zostają wątpliwości
Writer(s): Krzysztof Borkusz, Lukasz Laskowski, Michał Baryła, Patrycjusz Kochanowski Lyrics powered by www.musixmatch.com