U wrót doliny Songtext
von Przemysław Gintrowski, Jacek Kaczmarski & Zbigniew Łapiński
U wrót doliny Songtext
Po deszczu gwiazd
Na łące popiołów
Zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
Z ocalałego wzgórza można objąć okiem
Całe beczące stado dwunogów
Naprawdę jest ich niewielu
Doliczając nawet tych którzy przyjdą
Z kronik bajek i żywotów świętych
Ale dość tych rozważań przenieśmy się wzrokiem
Do gardła doliny z którego dobywa się krzyk
Po świście eksplozji po świście ciszy
Ten głos bije jak źródło żywej wody
Jak nam to wyjaśniają
Krzyk matek od których odłączają dzieci
Gdyż jak się okazuje będziemy zbawieni pojedynczo
Po deszczu gwiazd
Na łące popiołów
Zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
Aniołowie stróże są bezwzględni
I trzeba przyznać mają ciężką robotę
Ona prosi – schowaj mnie w oku
W dłoni w ramionach
Zawsze byliśmy razem
Nie możesz mnie teraz opuścić
Kiedy umarłam i potrzebuję czułości
Kiedy umarłam i potrzebuję czułości
Starszy anioł
Z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie
Staruszka niesie
Zwłoki kanarka
(Wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
Był taki miły – mówi z płaczem
Wszystko rozumiał kiedy powiedziałam
Jej głos ginie wśród ogólnego wrzasku
Jej głos ginie wśród ogólnego wrzasku
Nawet drwal którego trudno posądzić o takie rzeczy
Stare zgarbione chłopisko przyciska siekierę do piersi
– Całe życie była moja
Teraz też będzie moja
Żywiła mnie tam wyżywi tu
Nikt nie ma prawa – powiada
Nie oddam! Nie oddam!
Nikt nie ma prawa – powiada – nie oddam!
Ci którzy jak się zdaje
Bez bólu poddali się rozkazom
Idą spuściwszy głowy na znak pojednania
Ale w zaciśniętych pięściach chowają
Strzępy listów wstążki włosy ucięte
I fotografie
Które jak sądzą naiwnie
Nie zostaną im odebrane
Które jak sądzą naiwnie
Nie zostaną im odebrane
Tak to oni wyglądają
Na moment przed ostatecznym podziałem
Na zgrzytających zębami
I śpiewających psalmy
Na łące popiołów
Zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
Z ocalałego wzgórza można objąć okiem
Całe beczące stado dwunogów
Naprawdę jest ich niewielu
Doliczając nawet tych którzy przyjdą
Z kronik bajek i żywotów świętych
Ale dość tych rozważań przenieśmy się wzrokiem
Do gardła doliny z którego dobywa się krzyk
Po świście eksplozji po świście ciszy
Ten głos bije jak źródło żywej wody
Jak nam to wyjaśniają
Krzyk matek od których odłączają dzieci
Gdyż jak się okazuje będziemy zbawieni pojedynczo
Po deszczu gwiazd
Na łące popiołów
Zebrali się wszyscy pod strażą aniołów
Aniołowie stróże są bezwzględni
I trzeba przyznać mają ciężką robotę
Ona prosi – schowaj mnie w oku
W dłoni w ramionach
Zawsze byliśmy razem
Nie możesz mnie teraz opuścić
Kiedy umarłam i potrzebuję czułości
Kiedy umarłam i potrzebuję czułości
Starszy anioł
Z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie
Staruszka niesie
Zwłoki kanarka
(Wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)
Był taki miły – mówi z płaczem
Wszystko rozumiał kiedy powiedziałam
Jej głos ginie wśród ogólnego wrzasku
Jej głos ginie wśród ogólnego wrzasku
Nawet drwal którego trudno posądzić o takie rzeczy
Stare zgarbione chłopisko przyciska siekierę do piersi
– Całe życie była moja
Teraz też będzie moja
Żywiła mnie tam wyżywi tu
Nikt nie ma prawa – powiada
Nie oddam! Nie oddam!
Nikt nie ma prawa – powiada – nie oddam!
Ci którzy jak się zdaje
Bez bólu poddali się rozkazom
Idą spuściwszy głowy na znak pojednania
Ale w zaciśniętych pięściach chowają
Strzępy listów wstążki włosy ucięte
I fotografie
Które jak sądzą naiwnie
Nie zostaną im odebrane
Które jak sądzą naiwnie
Nie zostaną im odebrane
Tak to oni wyglądają
Na moment przed ostatecznym podziałem
Na zgrzytających zębami
I śpiewających psalmy
Writer(s): Adam Przemyslaw Gintrowski Lyrics powered by www.musixmatch.com