Warszawa w czasach debiutu Songtext
von Michał Bajor
Warszawa w czasach debiutu Songtext
Wspomnienia trwają długo, wiadomo
Kiedy je pamięć zachowa
Warszawa w czasach mego dyplomu
Nie była zbyt kolorowa
Socjalistyczne dni bez litości
Dłużyły mi się najczęściej
Miały najbrzydszy odcień szarości
Ale na szczęście, na szczęście
Nad samą Wisłą teatr był
Na szarość panaceum
Wdzięcznymi oklaskami lśnił
Mój Teatr Ateneum
Ten czas, jak sen, w pamięci mam
Sen, który się nie prześni
Kiedy co wieczór biegłem tam
By śpiewać Brechta pieśni
Tu wyśpiewałem radość, żal
I krągły, jak z reklamy
Powiśla niebem w siną dal
Szedł księżyc z Alabamy
I puszczał do mnie oko
I zastygał nad mą głową
Jak gdyby chciał powiedzieć mi
Że wszystko mam przed sobą
Gdybym miał użyć sporego skrótu
Rzekłbym, chcąc prawdy być blisko
Warszawa w czasach mego debiutu
Nie lśniła towarzysko
Tłum zagoniony, do pracy, z pracy
Mrukliwy, z nosem w gazecie
I ludzie smutni, i jacyś tacy
Ale nie wszędzie, bo przecież
Nad samą Wisłą teatr był
Głupoty mrok rozgarniał
Świetnymi pomysłami lśnił
I błyszczał jak latarnia
Ten czas, jak sen, w pamięci mam
Co serce rozwesela
Kiedy co wieczór biegłem tam
By śpiewać pieśni Brela
I rwał się z teatralnych sal
Do Królewskiego Traktu
Ten Pana Brela słynny walc
Ten walc na tysiąc taktów
I puszczał do mnie oko
I zastygał nad mą głową
Jak gdyby chciał powiedzieć mi
Że wszystko mam przed sobą
Ten czas, jak sen, w pamięci mam
Choć lat minęło wiele
Kiedy co wieczór biegłem tam
By śpiewać Brechta z Brelem
W pamięci sobie raz po raz
Powtarzam takie słowa
To był mój teatr i mój czas
Który mnie ukształtował
On dał mi pod stopami grunt
Pogląd na ważne sprawy
Mój teatr, najjaśniejszy punkt
Na mapie mej Warszawy!
Kiedy je pamięć zachowa
Warszawa w czasach mego dyplomu
Nie była zbyt kolorowa
Socjalistyczne dni bez litości
Dłużyły mi się najczęściej
Miały najbrzydszy odcień szarości
Ale na szczęście, na szczęście
Nad samą Wisłą teatr był
Na szarość panaceum
Wdzięcznymi oklaskami lśnił
Mój Teatr Ateneum
Ten czas, jak sen, w pamięci mam
Sen, który się nie prześni
Kiedy co wieczór biegłem tam
By śpiewać Brechta pieśni
Tu wyśpiewałem radość, żal
I krągły, jak z reklamy
Powiśla niebem w siną dal
Szedł księżyc z Alabamy
I puszczał do mnie oko
I zastygał nad mą głową
Jak gdyby chciał powiedzieć mi
Że wszystko mam przed sobą
Gdybym miał użyć sporego skrótu
Rzekłbym, chcąc prawdy być blisko
Warszawa w czasach mego debiutu
Nie lśniła towarzysko
Tłum zagoniony, do pracy, z pracy
Mrukliwy, z nosem w gazecie
I ludzie smutni, i jacyś tacy
Ale nie wszędzie, bo przecież
Nad samą Wisłą teatr był
Głupoty mrok rozgarniał
Świetnymi pomysłami lśnił
I błyszczał jak latarnia
Ten czas, jak sen, w pamięci mam
Co serce rozwesela
Kiedy co wieczór biegłem tam
By śpiewać pieśni Brela
I rwał się z teatralnych sal
Do Królewskiego Traktu
Ten Pana Brela słynny walc
Ten walc na tysiąc taktów
I puszczał do mnie oko
I zastygał nad mą głową
Jak gdyby chciał powiedzieć mi
Że wszystko mam przed sobą
Ten czas, jak sen, w pamięci mam
Choć lat minęło wiele
Kiedy co wieczór biegłem tam
By śpiewać Brechta z Brelem
W pamięci sobie raz po raz
Powtarzam takie słowa
To był mój teatr i mój czas
Który mnie ukształtował
On dał mi pod stopami grunt
Pogląd na ważne sprawy
Mój teatr, najjaśniejszy punkt
Na mapie mej Warszawy!
Writer(s): Wojciech Mlynarski, Wojciech Borkowski Lyrics powered by www.musixmatch.com