Nie1 Songtext
von Pokahontaz
Nie1 Songtext
Po co ja tu? Po co ja światu?
Z tym złym fatum, szlak w krąg desperatów
Ratuj me oblicze! Gdyż niż mam i cienko kwiczę
Stratuj stryczek! Gdyż krzyż nam postawią i znicze
A życzę sobie zasnąć i liczę, że nastanie jasność
W psychice czarne myśli zgasną
Powróci światłość, wtedy zrozumiem
Bo póki co nie umiem rozgryźć części choćby tej fobii
W sumie, pogrążony w zadumie, wad tłumie, lat albumie
Wiesz deszcz łez lunie
Po co ja tu? Po co ja światu?
Nie katuj, daj atut na to gro dylematów
One ssą jak Nosferatu
Dość batów, dość matów
Ratuj nim skończę z tym lub w domu wariatów
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Konieczność pójścia w ostateczność
Przejścia w wieczność
Wymóg jeden, skuteczność
Konieczność pójścia w ostateczność
Przejścia w wieczność
Wymóg jeden, jeden
Nie ma jak w to bagno wdepnąć i nie wymięknąć
Klepnąć się w ramię, ujrzeć piękno
Chodź szepnąć mi podpowiedź wstrętną
Jak stąd odejść bez zbędnych podejść?
Rozejm z piekła rodem, najgorzej
Łoże śmierci i eksperci od schorzeń
Mimochodem co dzień zamęt, lament
Zmienia w popiół diament
Czas na testament
Amen
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Na tym etapie idę na terapię po mózgu mapie
Aby odnaleźć swą siłę i chwile miłe
Na tym etapie idę na terapię po mózgu mapie
Położyć schyłek chwilom gdy wątpiłem
Rzeknij no doktorku, co mi dolega?
Momentami uskrzydlony jak Pegaz
Poza tym mega problem dostrzegam
Wszystko na nie, wszystko złe
Seba, biegasz myślami tam gdzie nie trzeba
Stąd pomysły te, że żyć się nie da
Spójrz na płyt regał
Spójrz na złoty medal
I twa scheda
Pora smutki pogrzebać
Więc dalej na wreda
Brnę przez życie swe jak torpeda
I znów mi się chce
Wszystko na tip-top poukładałem jak pedant
I nie daj Boże bym diabłu duszę sprzedał
Po tym etapie rzucam tą terapie po mózgu mapie
Bo odnalazłem swą siłę w sajko rapie
Po tym etapie rzucam na papier
To co wykapie ze mnie nawet gdy się strapię
Z tym złym fatum, szlak w krąg desperatów
Ratuj me oblicze! Gdyż niż mam i cienko kwiczę
Stratuj stryczek! Gdyż krzyż nam postawią i znicze
A życzę sobie zasnąć i liczę, że nastanie jasność
W psychice czarne myśli zgasną
Powróci światłość, wtedy zrozumiem
Bo póki co nie umiem rozgryźć części choćby tej fobii
W sumie, pogrążony w zadumie, wad tłumie, lat albumie
Wiesz deszcz łez lunie
Po co ja tu? Po co ja światu?
Nie katuj, daj atut na to gro dylematów
One ssą jak Nosferatu
Dość batów, dość matów
Ratuj nim skończę z tym lub w domu wariatów
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Konieczność pójścia w ostateczność
Przejścia w wieczność
Wymóg jeden, skuteczność
Konieczność pójścia w ostateczność
Przejścia w wieczność
Wymóg jeden, jeden
Nie ma jak w to bagno wdepnąć i nie wymięknąć
Klepnąć się w ramię, ujrzeć piękno
Chodź szepnąć mi podpowiedź wstrętną
Jak stąd odejść bez zbędnych podejść?
Rozejm z piekła rodem, najgorzej
Łoże śmierci i eksperci od schorzeń
Mimochodem co dzień zamęt, lament
Zmienia w popiół diament
Czas na testament
Amen
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Nie jeden nie wie co to psychiczny eden
Siedem dni zlewa się w jeden
Na tym etapie idę na terapię po mózgu mapie
Aby odnaleźć swą siłę i chwile miłe
Na tym etapie idę na terapię po mózgu mapie
Położyć schyłek chwilom gdy wątpiłem
Rzeknij no doktorku, co mi dolega?
Momentami uskrzydlony jak Pegaz
Poza tym mega problem dostrzegam
Wszystko na nie, wszystko złe
Seba, biegasz myślami tam gdzie nie trzeba
Stąd pomysły te, że żyć się nie da
Spójrz na płyt regał
Spójrz na złoty medal
I twa scheda
Pora smutki pogrzebać
Więc dalej na wreda
Brnę przez życie swe jak torpeda
I znów mi się chce
Wszystko na tip-top poukładałem jak pedant
I nie daj Boże bym diabłu duszę sprzedał
Po tym etapie rzucam tą terapie po mózgu mapie
Bo odnalazłem swą siłę w sajko rapie
Po tym etapie rzucam na papier
To co wykapie ze mnie nawet gdy się strapię
Writer(s): Sebastian Salbert Lyrics powered by www.musixmatch.com