Gdzie Jest Zet? Songtext
von Zeus
Gdzie Jest Zet? Songtext
Nie jestem pewnym siebie typem, co się pcha na świecznik
Łatwiej mi zawsze było skreślić się, niż się określić
Lecz, jak wiadomo, życie toczy z nas beczkę
I czasem beksy zamienia w sceniczne bestie
Kiedyś raperzy mi mówili, żebym był sobą
No to poszedłem trochę swoją, trochę ich drogą
Palony tekstem molesty, biegłem, by żyć nocą
Słaby kolendnik ze mnie nie był, ale tyłem mimo to
Dziś na ulicach mijam ważne persony
Tu, gdzie śmigał kiedyś kaczy z pelsonem
Nie pchałem się do stolicy, a dziś ją nazwałbym domem
I myślę o tym, co jest naprawdę "moje
Kiedyś jarałem się Michaelem Jacksonem i komiksami
Chwilę potem - graffiti, pisaniem zwrotek
Dekady dwie to zmieniły w medytację i jogę
Musisz wybaczyć mi, że o nic już się dziś nie założę z nikim
Mówią mi, żebym się nigdy nie zmieniał
Gdy pytam: "w co?", widzę po minach, że nie rozumieją
Że równie dobrze można dać tę radę płatkom śniegu
Czy drzewom przed jesienią i to nie zmienia niczego
Jestem tylko częścią procesu jak józek k
Kropelką w morzu postępu, zdaną na kierunek fal
Wszędzie wskazówki i rady czuję jak wunderbaum
I czekam, aż któryś mędrzec radę wskazówce da
Czas - dla mnie to wieczna enigma...
Najtwardsze z ciał w końcu zmienia w powidła
Dekady wstecz przetapiani na mydło
Ludzie, dziś boją się na Insta stracić twarz jak dziewczęta w Indiach
Ja patrzę na człowieka odbicie w witrynach
Każda tragedia wokół mnie ma swe odbicie w rymach
Ile w tym jest wrażliwca, wie tylko ta jedyna
A ile drapieżnika, co pisze jak jedynak? nikt
Patrzę na niebo, czując, że się rozpada
Świat wokół mnie i mnie też to dopada
Szukałem mądrych odp. na głupie pytania
Szukałem swoich odp., a gubię pytania
Myślę o ziarnach, co dopiero wzejdą
O zapisanych w nich planach, że jako kwiaty zwiędną
Myślę o ciałach, które w tybecie sępy szarpią jak ścierwo
Chodząc miast ulicami, co się beze mnie obejdą
Tak niedaleko od jabłoni padamy
Skuszone ewy i skruszone adamy
Wyobcowani do momentu, kiedy odkrywamy
Jak bardzo przez nasze geny, kogoś przypominamy
Mamy czas na zabawę, pracę i chorobowe
Czas na jędrne pośladki i plamy wątrobowe
Czas na walkę i na uszy kładzione po sobie
Kto ma czas, żeby się uczyć o sobie? nikt
W świecie norm, metek i etykietek
Poprawnych form nie jestem pewien... siebie
Chciałbym móc powiedzieć, że czuję się konkretem
Ale ktoś czuje blok, gdy chcę to puścić w eter
Pytają: "gdzie jest zet?", a tego nikt nie wie
I słychać śmiech, kiedy ktoś znajduje w tym siebie
Bo nie ma nic, co czekałoby na znalezienie
Nie ma nic, co czekałoby na znalezienie
Łatwiej mi zawsze było skreślić się, niż się określić
Lecz, jak wiadomo, życie toczy z nas beczkę
I czasem beksy zamienia w sceniczne bestie
Kiedyś raperzy mi mówili, żebym był sobą
No to poszedłem trochę swoją, trochę ich drogą
Palony tekstem molesty, biegłem, by żyć nocą
Słaby kolendnik ze mnie nie był, ale tyłem mimo to
Dziś na ulicach mijam ważne persony
Tu, gdzie śmigał kiedyś kaczy z pelsonem
Nie pchałem się do stolicy, a dziś ją nazwałbym domem
I myślę o tym, co jest naprawdę "moje
Kiedyś jarałem się Michaelem Jacksonem i komiksami
Chwilę potem - graffiti, pisaniem zwrotek
Dekady dwie to zmieniły w medytację i jogę
Musisz wybaczyć mi, że o nic już się dziś nie założę z nikim
Mówią mi, żebym się nigdy nie zmieniał
Gdy pytam: "w co?", widzę po minach, że nie rozumieją
Że równie dobrze można dać tę radę płatkom śniegu
Czy drzewom przed jesienią i to nie zmienia niczego
Jestem tylko częścią procesu jak józek k
Kropelką w morzu postępu, zdaną na kierunek fal
Wszędzie wskazówki i rady czuję jak wunderbaum
I czekam, aż któryś mędrzec radę wskazówce da
Czas - dla mnie to wieczna enigma...
Najtwardsze z ciał w końcu zmienia w powidła
Dekady wstecz przetapiani na mydło
Ludzie, dziś boją się na Insta stracić twarz jak dziewczęta w Indiach
Ja patrzę na człowieka odbicie w witrynach
Każda tragedia wokół mnie ma swe odbicie w rymach
Ile w tym jest wrażliwca, wie tylko ta jedyna
A ile drapieżnika, co pisze jak jedynak? nikt
Patrzę na niebo, czując, że się rozpada
Świat wokół mnie i mnie też to dopada
Szukałem mądrych odp. na głupie pytania
Szukałem swoich odp., a gubię pytania
Myślę o ziarnach, co dopiero wzejdą
O zapisanych w nich planach, że jako kwiaty zwiędną
Myślę o ciałach, które w tybecie sępy szarpią jak ścierwo
Chodząc miast ulicami, co się beze mnie obejdą
Tak niedaleko od jabłoni padamy
Skuszone ewy i skruszone adamy
Wyobcowani do momentu, kiedy odkrywamy
Jak bardzo przez nasze geny, kogoś przypominamy
Mamy czas na zabawę, pracę i chorobowe
Czas na jędrne pośladki i plamy wątrobowe
Czas na walkę i na uszy kładzione po sobie
Kto ma czas, żeby się uczyć o sobie? nikt
W świecie norm, metek i etykietek
Poprawnych form nie jestem pewien... siebie
Chciałbym móc powiedzieć, że czuję się konkretem
Ale ktoś czuje blok, gdy chcę to puścić w eter
Pytają: "gdzie jest zet?", a tego nikt nie wie
I słychać śmiech, kiedy ktoś znajduje w tym siebie
Bo nie ma nic, co czekałoby na znalezienie
Nie ma nic, co czekałoby na znalezienie
Writer(s): Kamil Marcin Rutkowski Lyrics powered by www.musixmatch.com