W biegu Songtext
von WSRH
W biegu Songtext
Niejednokrotnie biłem się, pięścią w pierś
w świecie gdzie gniew doprowadza do łez.
Na mieście noże, uśmiecha się pod nosem bies
i wszystko okej jest, i każdy farciarzem jak Noe
dzień pod blokiem, bez emocji wita poker-face.
Życie to moment jak wdech, wydech, koniec, stres
trawi jak ognień, Doniec, w piątek ogasze zdrowie.
I może Tobie ale mimo że marzenie wyschło
i zrobię wszystko nim zamilknę jak Smoleń.
Jak Fidler wciąż w drodze, ambicje wbite w CV
i kiedy przyjdzie odejść mi to chciałbym tak jak [?]
Spisanych kartek ryzyk, to nie ryzykowo się wspiąć
moi ludzie z nizin skaczą w stóg siana jak Ezio.
Chuj, marazm to bieg podobno mówią przez piekło
trudno zbyt rzadko lekko wiesz toruję swoim ludziom Ci co
karmią obłudą, szczują, kpią, niech się pieprzą
z POZ′tem na N z kreską. Salut!
Zanim wchłonie mnie piach w środku klepsydry Chronosa
za dnia pędzę przez świat, wersety pisze po nocach.
Nie słucham rad tych głupców, nie idę ślepo za stadem
to dla tych którzy są zawsze obok mnie kiedy krwawię.
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, o!
Nigdy nie byłem typem który własne życie woli przespać
nie mam patetycznych wersów naiwnych jak oczy dziecka.
To Słoń i Szelka, kręcimy swój film jak carpenter
mam sporo nowych doświadczeń i tych kilka dziar więcej.
Przez świat, pędzę jak dzieciak z torebką na wyrwie
Ty zanim powiesz cokolwiek ja zdążę zjebać na winklem.
Moją nawijkę i chamstwo ceni każdy koneser
nie mam w dowodzie Neil Armstrong choć potrafię polecieć.
JEDZIESZ!
Im więcej wiedzy tym patrze na świat inaczej
ex-koledzy chcieli by żebym skończył jak kamikaze.
Wokół sami łgarze gapią mi się w portfel przez ramię
więc stale, trzymam palec na spuście jak "Blade Runner"
Bez bajek i półprawdy intensywna woń padliny
lodowate ostrze życia wybebesza nas jak ryby.
Dziś liczysz przypływ gotówki i puszczasz barmance oczko
jutro na onkologi pustym wzrokiem patrzysz w okno.
Znam dobrze samotność, poznałem zimno szarugi.
co chwilę widzę na skałach te roztrzaskane szalupy.
I zanim przyjdzie Anubis płyniemy wpław lub pod prąd
zostawiając ślad po sobie niczym Kaijū w Tokio.
Zanim wchłonie mnie piach w środku klepsydry Chronosa
za dnia pędzę przez świat, wersety pisze po nocach.
Nie słucham rad tych głupców, nie idę ślepo za stadem
to dla tych którzy są zawsze obok mnie kiedy krwawię
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, o!
w świecie gdzie gniew doprowadza do łez.
Na mieście noże, uśmiecha się pod nosem bies
i wszystko okej jest, i każdy farciarzem jak Noe
dzień pod blokiem, bez emocji wita poker-face.
Życie to moment jak wdech, wydech, koniec, stres
trawi jak ognień, Doniec, w piątek ogasze zdrowie.
I może Tobie ale mimo że marzenie wyschło
i zrobię wszystko nim zamilknę jak Smoleń.
Jak Fidler wciąż w drodze, ambicje wbite w CV
i kiedy przyjdzie odejść mi to chciałbym tak jak [?]
Spisanych kartek ryzyk, to nie ryzykowo się wspiąć
moi ludzie z nizin skaczą w stóg siana jak Ezio.
Chuj, marazm to bieg podobno mówią przez piekło
trudno zbyt rzadko lekko wiesz toruję swoim ludziom Ci co
karmią obłudą, szczują, kpią, niech się pieprzą
z POZ′tem na N z kreską. Salut!
Zanim wchłonie mnie piach w środku klepsydry Chronosa
za dnia pędzę przez świat, wersety pisze po nocach.
Nie słucham rad tych głupców, nie idę ślepo za stadem
to dla tych którzy są zawsze obok mnie kiedy krwawię.
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, o!
Nigdy nie byłem typem który własne życie woli przespać
nie mam patetycznych wersów naiwnych jak oczy dziecka.
To Słoń i Szelka, kręcimy swój film jak carpenter
mam sporo nowych doświadczeń i tych kilka dziar więcej.
Przez świat, pędzę jak dzieciak z torebką na wyrwie
Ty zanim powiesz cokolwiek ja zdążę zjebać na winklem.
Moją nawijkę i chamstwo ceni każdy koneser
nie mam w dowodzie Neil Armstrong choć potrafię polecieć.
JEDZIESZ!
Im więcej wiedzy tym patrze na świat inaczej
ex-koledzy chcieli by żebym skończył jak kamikaze.
Wokół sami łgarze gapią mi się w portfel przez ramię
więc stale, trzymam palec na spuście jak "Blade Runner"
Bez bajek i półprawdy intensywna woń padliny
lodowate ostrze życia wybebesza nas jak ryby.
Dziś liczysz przypływ gotówki i puszczasz barmance oczko
jutro na onkologi pustym wzrokiem patrzysz w okno.
Znam dobrze samotność, poznałem zimno szarugi.
co chwilę widzę na skałach te roztrzaskane szalupy.
I zanim przyjdzie Anubis płyniemy wpław lub pod prąd
zostawiając ślad po sobie niczym Kaijū w Tokio.
Zanim wchłonie mnie piach w środku klepsydry Chronosa
za dnia pędzę przez świat, wersety pisze po nocach.
Nie słucham rad tych głupców, nie idę ślepo za stadem
to dla tych którzy są zawsze obok mnie kiedy krwawię
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, po po, to dla naszych ludzi!
To dla naszych ludzi, o!
Writer(s): Krzysztof Kollek, Wojciech Zawadzki, Sebastian Wawrzecha Lyrics powered by www.musixmatch.com