Woodstock '89 Songtext
von Łona i Webber
Woodstock '89 Songtext
Taki obrazek, Ty tu przez krótką chwilę przemyśl
Przystanek Woodstock
Gdzieś w okolicach tej największej sceny
Wieczór jest lekki, więc najebki duch już zstąpił
I odnawia oblicza tych, co z wczoraj znają zazwyczaj tylko początki
Tłum rośnie w dzikie masy, nieznośnie ubite
Widocznie gra ktoś słynny spoza Rzeczypospolitej
Dość, że zeszło się tutaj te paręset tysięcy, żeby tak pięknie dzień uwieńczyć
Między innymi Ci dwaj młodzieńcy
Znaków szczególnych szukać trzeba by długo
Jeden ma dziarski krok, drugi madziarski tokaj, zapija wódą
I ten pierwszy w euforii jest takiej, że zaraz wyskoczy mu serce
Mówi "niewiarygodne, stary, nigdy nie byłem na takim koncercie"
Wczoraj z niczym w ręku trafiłem pod ten adres
A dziś czuję jakbym w centrum był czegoś ważnego naprawdę
Drugi go słucha, po czym dopija z flaszki resztę
I pyta: "na jakiej podstawie twierdzisz, że Ty tu w ogóle jesteś?"
Tyle jest marnych zjawisk, zauważalnych ledwo co
O których nic mądrego nie powiesz mi, poza tym, że na pewno są
Tyle jest spraw, których istnienia nie podważysz niczym
I tylko nie wiem, skąd ta pewność, że to też Ciebie dotyczy
Tyle jest marnych zjawisk, zauważalnych ledwo co
O których nic mądrego nie powiesz mi, poza tym, że na pewno są
Tyle jest spraw, których istnienia nie podważysz niczym
I tylko nie wiem, skąd ta pewność, że to też Ciebie dotyczy
I mieli chyba młodzieńcy cel, by w inną stronę iść
Bo nie wiem, co odpowiedział ten pierwszy, niewykluczone, że nic
Zresztą co miał powiedzieć, jakie dowody na siebie tu sypać
Jeżeli większość z nich to lipa i tylko piętrzą liczbę pytań?
Gdzie jego sedno? Jakie u niego centralne ogniwo?
Czy to, że myśli, więc jest? No, tutaj akurat można by mieć wątpliwość
Czy to, że w tylu sprawach jasny ma pogląd, bez światłocieni?
A co jeśli zmieni zdanie? Bo któregoś dnia je zmieni
A to, że słyszy, że widzi, że chodzi do przodu
Może nie umknąć Bogu, Ci z Atlantydy też byli zdrowi na ogół
Może ma absolutu dotknąć, źródła pytań i praw?
Choć lepiej dla niego by było, by dziś już nie dotykał tych spraw
Czy chociaż ufa temu, co czuje? No niekiedy to prawda
Choć niestety znacznie częściej daje sam na siebie się nabrać
I tak stoi licho ten nieszczęśnik pod tym niebem niskim
Trochę bez podstaw, no i chuj, może coś jeszcze wymyśli
Tyle jest marnych zjawisk, zauważalnych ledwo co
O których nic mądrego nie powiesz mi, poza tym, że na pewno są
Tyle jest spraw, których istnienia nie podważysz niczym
I tylko nie wiem, skąd ta pewność, że to też Ciebie dotyczy
Tyle jest marnych zjawisk, zauważalnych ledwo co
O których nic mądrego nie powiesz mi, poza tym, że na pewno są
Tyle jest spraw, których istnienia nie podważysz niczym
I tylko nie wiem, skąd ta pewność, że to też Ciebie dotyczy
Przystanek Woodstock
Gdzieś w okolicach tej największej sceny
Wieczór jest lekki, więc najebki duch już zstąpił
I odnawia oblicza tych, co z wczoraj znają zazwyczaj tylko początki
Tłum rośnie w dzikie masy, nieznośnie ubite
Widocznie gra ktoś słynny spoza Rzeczypospolitej
Dość, że zeszło się tutaj te paręset tysięcy, żeby tak pięknie dzień uwieńczyć
Między innymi Ci dwaj młodzieńcy
Znaków szczególnych szukać trzeba by długo
Jeden ma dziarski krok, drugi madziarski tokaj, zapija wódą
I ten pierwszy w euforii jest takiej, że zaraz wyskoczy mu serce
Mówi "niewiarygodne, stary, nigdy nie byłem na takim koncercie"
Wczoraj z niczym w ręku trafiłem pod ten adres
A dziś czuję jakbym w centrum był czegoś ważnego naprawdę
Drugi go słucha, po czym dopija z flaszki resztę
I pyta: "na jakiej podstawie twierdzisz, że Ty tu w ogóle jesteś?"
Tyle jest marnych zjawisk, zauważalnych ledwo co
O których nic mądrego nie powiesz mi, poza tym, że na pewno są
Tyle jest spraw, których istnienia nie podważysz niczym
I tylko nie wiem, skąd ta pewność, że to też Ciebie dotyczy
Tyle jest marnych zjawisk, zauważalnych ledwo co
O których nic mądrego nie powiesz mi, poza tym, że na pewno są
Tyle jest spraw, których istnienia nie podważysz niczym
I tylko nie wiem, skąd ta pewność, że to też Ciebie dotyczy
I mieli chyba młodzieńcy cel, by w inną stronę iść
Bo nie wiem, co odpowiedział ten pierwszy, niewykluczone, że nic
Zresztą co miał powiedzieć, jakie dowody na siebie tu sypać
Jeżeli większość z nich to lipa i tylko piętrzą liczbę pytań?
Gdzie jego sedno? Jakie u niego centralne ogniwo?
Czy to, że myśli, więc jest? No, tutaj akurat można by mieć wątpliwość
Czy to, że w tylu sprawach jasny ma pogląd, bez światłocieni?
A co jeśli zmieni zdanie? Bo któregoś dnia je zmieni
A to, że słyszy, że widzi, że chodzi do przodu
Może nie umknąć Bogu, Ci z Atlantydy też byli zdrowi na ogół
Może ma absolutu dotknąć, źródła pytań i praw?
Choć lepiej dla niego by było, by dziś już nie dotykał tych spraw
Czy chociaż ufa temu, co czuje? No niekiedy to prawda
Choć niestety znacznie częściej daje sam na siebie się nabrać
I tak stoi licho ten nieszczęśnik pod tym niebem niskim
Trochę bez podstaw, no i chuj, może coś jeszcze wymyśli
Tyle jest marnych zjawisk, zauważalnych ledwo co
O których nic mądrego nie powiesz mi, poza tym, że na pewno są
Tyle jest spraw, których istnienia nie podważysz niczym
I tylko nie wiem, skąd ta pewność, że to też Ciebie dotyczy
Tyle jest marnych zjawisk, zauważalnych ledwo co
O których nic mądrego nie powiesz mi, poza tym, że na pewno są
Tyle jest spraw, których istnienia nie podważysz niczym
I tylko nie wiem, skąd ta pewność, że to też Ciebie dotyczy
Writer(s): Adam Bogumil Zielinski, Andrzej Marek Mikosz Lyrics powered by www.musixmatch.com