Kukurydza Songtext
von Koli
Kukurydza Songtext
Idę tam gdzie kukurydzy widzę na szczycie ar
Może więcej mniej nie wiem sam
Więc rozmyślam co w plecaku mam
Mam druma bibułkie i bułkie z prądem pewnie mam
Pewnie się czuję więc na trawie ląduję kukurydzę czuję w oddali
Oooj! Porfawor signor w powietrzu wisi bon
Ups start bona znaczy kolacja strawiona
Niczym nie zmącona sielanka i nagle ona objawiona obnażona
Przyszła żona w tle no dalej kuuuś mnie
Tak co to dziś wtorek fakt swędzi worek okropnie niewygodnie
Co to ja miałem zapomniałem pociągałem za mocno druma więc głowa zmącóna całkiem
Rankiem nie pamiętam jego twarzy wśród realnych miraży
Jak podeszedł i torpedo los i gonga w nos wymierzył
Ten neurotyk onanista, sangwinika przecież czysta to reakcja klasyczna
Dlatego moja droga nie etyczna lecz magiczna
Od tej pory o nim rozmyślanie laleczki woodoo nakłuwanie i sprawdzanie
I stwierdzanie czy głęboko o tak teraz spoko
Kroczą Gustaw ze Spleszem widzę idą jasnym jak piwo strumieniem
Pozdrowieniem moim będzie skinienie
Ale o co chodzi do głowy przychodzi retrospekcja
Mej pamięci inspekcja dezynfekcja sokołowska lekcja odbyta
Słońce zachodzi w horyzontu toni
Na kształt diabełka stałka przy ściąganiu burbon mi się jawi
Więc wstaje podążam dalej po ambrozji z Nikozji bez miary
Nozdrza me jak dwa ogary złapały kukurydzy woni kanały odpowiedni azymut obrały jak chciały
Kastaniety katalizator podniety wyławiam
Małżowiny uszne nastawiam poprawiam kowadełkiem i trombkom przetwarzam
I odtwarzam dzięki czemu się nie rozmrażam
Odległość od wzgórza rozważam odmierzam i stwierdzam
że o piczy kłak jest kukurydzy las bo już czuć ten smak mmmmmm o piczy kłak
Czasu nie odmierzam bo i po co
Czas na wzgórzu nie istnieje bo i po co
Dotarłem na miejsce boże jak pięknie
Czuję jak mięknie mi serce nawet w nerce szczebiotanie błogie chrobotanie odbieram
A latanie tutaj to constans
Jest trans jak w wyścigu le mans rwę się chociaż waham się
Nie bądź taki prędki bo ci pękną dętki mówię sobie spoko tu nawet łajno śmierdzi fajno
Burbon wciąga jak bagno i motto że moje gówno przerasta ich równo
łachocze jak le france wyłączam bramkie szumów i głupich pomysłów rzucanych bez namysłów
Może więcej mniej nie wiem sam
Więc rozmyślam co w plecaku mam
Mam druma bibułkie i bułkie z prądem pewnie mam
Pewnie się czuję więc na trawie ląduję kukurydzę czuję w oddali
Oooj! Porfawor signor w powietrzu wisi bon
Ups start bona znaczy kolacja strawiona
Niczym nie zmącona sielanka i nagle ona objawiona obnażona
Przyszła żona w tle no dalej kuuuś mnie
Tak co to dziś wtorek fakt swędzi worek okropnie niewygodnie
Co to ja miałem zapomniałem pociągałem za mocno druma więc głowa zmącóna całkiem
Rankiem nie pamiętam jego twarzy wśród realnych miraży
Jak podeszedł i torpedo los i gonga w nos wymierzył
Ten neurotyk onanista, sangwinika przecież czysta to reakcja klasyczna
Dlatego moja droga nie etyczna lecz magiczna
Od tej pory o nim rozmyślanie laleczki woodoo nakłuwanie i sprawdzanie
I stwierdzanie czy głęboko o tak teraz spoko
Kroczą Gustaw ze Spleszem widzę idą jasnym jak piwo strumieniem
Pozdrowieniem moim będzie skinienie
Ale o co chodzi do głowy przychodzi retrospekcja
Mej pamięci inspekcja dezynfekcja sokołowska lekcja odbyta
Słońce zachodzi w horyzontu toni
Na kształt diabełka stałka przy ściąganiu burbon mi się jawi
Więc wstaje podążam dalej po ambrozji z Nikozji bez miary
Nozdrza me jak dwa ogary złapały kukurydzy woni kanały odpowiedni azymut obrały jak chciały
Kastaniety katalizator podniety wyławiam
Małżowiny uszne nastawiam poprawiam kowadełkiem i trombkom przetwarzam
I odtwarzam dzięki czemu się nie rozmrażam
Odległość od wzgórza rozważam odmierzam i stwierdzam
że o piczy kłak jest kukurydzy las bo już czuć ten smak mmmmmm o piczy kłak
Czasu nie odmierzam bo i po co
Czas na wzgórzu nie istnieje bo i po co
Dotarłem na miejsce boże jak pięknie
Czuję jak mięknie mi serce nawet w nerce szczebiotanie błogie chrobotanie odbieram
A latanie tutaj to constans
Jest trans jak w wyścigu le mans rwę się chociaż waham się
Nie bądź taki prędki bo ci pękną dętki mówię sobie spoko tu nawet łajno śmierdzi fajno
Burbon wciąga jak bagno i motto że moje gówno przerasta ich równo
łachocze jak le france wyłączam bramkie szumów i głupich pomysłów rzucanych bez namysłów
Writer(s): Hubert Dobaczewski, Mariusz Denst, Michal Jastrzebski Lyrics powered by www.musixmatch.com