Los societas de las poetas violentas Songtext
von Kazik Na Żywo
Los societas de las poetas violentas Songtext
Bank zajął mój dom, nie ma tutaj nic mojego
W pewnym momencie pękło, coś się stało takiego
Że skreślone z życiorysu ostatnie cztery lata
Kto ma pecha ten ma pecha, dwa razy jak dla brata
Tu osiedla tego miasta, które nie ma wyrazu
Całe życie tu spędziłem, wiem na co dzień co się zdarza
Rozwleczono mi po głowie wszystkie plany jakie miałem
Że utracę to wszystko wczoraj się dowiedziałem
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Na osiedlach blokowych trzeba wiedzieć co się chce
Nie gadać za wiele, zwłaszcza jeśli coś się wie
Telewizja, jako jedyna tu rozrywka
Wolny czas poza programem, że aż głupio się przyznać
Marne widoki na przyszłość synu szyjesz
Jak tutaj z zasiłku przeżyjesz?
Stoją kręgi! A każdy w jego obrębie
Ma konkretnych przyjaciół, wrogowie czają się wszędzie
Granice wyznaczone cienką, niewidzialną linią
Tam cię skatują, tutaj bliżej cię przyjmą
Z otwartymi ramionami. Tutaj nie obowiązuje
Co jest oficjalne, tu się niepisane honoruje
Kto na czele, kto w środku, kto koniec obstawia
To wiedzą niemal wszyscy, ale każdy się obawia
Niewidzialne uniformy jednoczą tych co blisko
Cel jest wyznaczony. To jest nasze stanowisko
Niech karmą będzie kara, tego od nas się wymaga
Niech ujrzą jeden z drugim co to znaczy odwaga
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy
Jadą wozami na ulicy ludzie wkoło
Kto jest w środku, kto na zewnątrz, a kto nie wstał od stołu
Bo się boi. A bać się tutaj można wielu rzeczy
Żaden z nich, mimo wszystko to temu nie zaprzeczy
Rozglądam się co tam, nie mam planu konkretnego
Znowu wiozą na sygnale kolejnego pobitego
A tam zebrał się tłum ożywiony dyskutuje
Ktoś dostał czego szukał, może to coś poskutkuje
I znów pusto, tylko zimny wiatr mocno wieje
Gazety fruwają niczym spodki na niebie
Z tytułami krzyczącymi na ławce z lewej strony
Człowiek stanie kiedy wszystkie grzechy są już odpuszczone
Teraz miejsce gdzie osiedle siada napić się piwa
Ale dostać można wszystko czego nie można używać
Powoli się ściemnia, opieram się o ścianę
Ruszam jak pijany wsparty ścianą odrapaną
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy
Oleandry! Młodzi grają w koszykówkę
Potem pójdą pod blok i jeszcze krokiem ufnym
Najzdolniejsi za parę lat do wozów się przeniosą
Zostawiając w tyle tych co tempa nie zniosą
Niedaleko są miejsca gdzie są płoty pod prądem
Uzbrojona ochrona uważa na porządek
Tam żaden z tych stron nie myśli się zapuszczać
Wszystko dobrze podzielone ma właśnie taką postać
Kolor skóry ich nie dzieli, dzieli ich kolor duszy
Który także czasem widać gdy się ktoś poruszy
Za plecami jest mur, a przed oczyma takoż mur
Można górą próbować na coś się zdecydować
Kiedy tutaj coś było, kiedy coś się tu zdarzyło
Kiedy słońce tu świeciło, kiedy inaczej było?
Ponoć wiedzą to niektórzy, ale to są ludzie starsi
I z tych względów zainteresowania niewarci
Duży gościu, o wiele większy niż dużo innych
Mijam po prawej dwóch zupełnie nieprzytomnych
Trzeci patrzy to tu, to tam i gdy skończy palić
Spróbuję tamtych dwóch na nogi postawić
Bank zajął mój dom, jestem zmuszony do przenosin
Zostawiam za sobą wszystko co w sercu noszę
Na wiele ja nie mogę sobie teraz pozwolić
Na wiele ja nie mogę sobie teraz pozwolić
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy...
W pewnym momencie pękło, coś się stało takiego
Że skreślone z życiorysu ostatnie cztery lata
Kto ma pecha ten ma pecha, dwa razy jak dla brata
Tu osiedla tego miasta, które nie ma wyrazu
Całe życie tu spędziłem, wiem na co dzień co się zdarza
Rozwleczono mi po głowie wszystkie plany jakie miałem
Że utracę to wszystko wczoraj się dowiedziałem
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Na osiedlach blokowych trzeba wiedzieć co się chce
Nie gadać za wiele, zwłaszcza jeśli coś się wie
Telewizja, jako jedyna tu rozrywka
Wolny czas poza programem, że aż głupio się przyznać
Marne widoki na przyszłość synu szyjesz
Jak tutaj z zasiłku przeżyjesz?
Stoją kręgi! A każdy w jego obrębie
Ma konkretnych przyjaciół, wrogowie czają się wszędzie
Granice wyznaczone cienką, niewidzialną linią
Tam cię skatują, tutaj bliżej cię przyjmą
Z otwartymi ramionami. Tutaj nie obowiązuje
Co jest oficjalne, tu się niepisane honoruje
Kto na czele, kto w środku, kto koniec obstawia
To wiedzą niemal wszyscy, ale każdy się obawia
Niewidzialne uniformy jednoczą tych co blisko
Cel jest wyznaczony. To jest nasze stanowisko
Niech karmą będzie kara, tego od nas się wymaga
Niech ujrzą jeden z drugim co to znaczy odwaga
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy
Jadą wozami na ulicy ludzie wkoło
Kto jest w środku, kto na zewnątrz, a kto nie wstał od stołu
Bo się boi. A bać się tutaj można wielu rzeczy
Żaden z nich, mimo wszystko to temu nie zaprzeczy
Rozglądam się co tam, nie mam planu konkretnego
Znowu wiozą na sygnale kolejnego pobitego
A tam zebrał się tłum ożywiony dyskutuje
Ktoś dostał czego szukał, może to coś poskutkuje
I znów pusto, tylko zimny wiatr mocno wieje
Gazety fruwają niczym spodki na niebie
Z tytułami krzyczącymi na ławce z lewej strony
Człowiek stanie kiedy wszystkie grzechy są już odpuszczone
Teraz miejsce gdzie osiedle siada napić się piwa
Ale dostać można wszystko czego nie można używać
Powoli się ściemnia, opieram się o ścianę
Ruszam jak pijany wsparty ścianą odrapaną
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy
Oleandry! Młodzi grają w koszykówkę
Potem pójdą pod blok i jeszcze krokiem ufnym
Najzdolniejsi za parę lat do wozów się przeniosą
Zostawiając w tyle tych co tempa nie zniosą
Niedaleko są miejsca gdzie są płoty pod prądem
Uzbrojona ochrona uważa na porządek
Tam żaden z tych stron nie myśli się zapuszczać
Wszystko dobrze podzielone ma właśnie taką postać
Kolor skóry ich nie dzieli, dzieli ich kolor duszy
Który także czasem widać gdy się ktoś poruszy
Za plecami jest mur, a przed oczyma takoż mur
Można górą próbować na coś się zdecydować
Kiedy tutaj coś było, kiedy coś się tu zdarzyło
Kiedy słońce tu świeciło, kiedy inaczej było?
Ponoć wiedzą to niektórzy, ale to są ludzie starsi
I z tych względów zainteresowania niewarci
Duży gościu, o wiele większy niż dużo innych
Mijam po prawej dwóch zupełnie nieprzytomnych
Trzeci patrzy to tu, to tam i gdy skończy palić
Spróbuję tamtych dwóch na nogi postawić
Bank zajął mój dom, jestem zmuszony do przenosin
Zostawiam za sobą wszystko co w sercu noszę
Na wiele ja nie mogę sobie teraz pozwolić
Na wiele ja nie mogę sobie teraz pozwolić
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy w dzień jedynie w nocy
Stowarzyszenie poetów violentnych
Żadnej odmiany na terenach zajętych
Stowarzyszenie poetów przemocy
Nigdy, nigdy w dzień, zawsze w nocy...
Writer(s): Adam Burzyński Lyrics powered by www.musixmatch.com