Lipiec Songtext
von Coma
Lipiec Songtext
Kurz w słońcu
W szczelinach okien
Słoneczny promień.
W drewnianym domu
Kurz pachnie latem.
W ogrodzie jabłek
Czerwonych gałęzie
Do ziemii warkocze.
Jesteś na dole
Gotujesz kaszę
Podasz z burakiem
I klopiskami.
Leżę po drzemce
Nic mnie nie smuci
Dzień zapowiada się pięknie.
Poręcze z rattanu
To tata fotele
Na a taras je jeszcze
Wystawił nim zamarł.
W słonecznym spocie lipca
Tu w każdy kąt kochana
Wpisana jest taka tęsknota
Która się budzi
Widzisz jak Franek
Synek z bólem brzuszka
I w środku dnia dopada
Budzi się w środku nocy
Zaciska żołądek skurczami tępymi
I pięknem ślepym kiszki rwie.
Bo jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Brodą mnie jeszcze drapał
Tak drapał, że aż szeleściło
Dziadek Staszek
Ojciec Staszek
Szeleściło jak jesień
Pod butem.
A jeszcze nie wczoraj
Jak lipiec nad głową
I my w tych
Fotelach na żółto
Wyświeceni pogodą jak drutem
Kawę piliśmy
I wino wieczorem
Do nikąd nam nie uciekały
Te ramy czasu
Lipca, sierpnia, września
W tej ramie zdobnej
Mnie się czas zatrzymał
Najpiękniejszego popołudnia z tobą.
I dzisiaj mi zaczął na szali zwisać
Na szali przechylać się losu
Z taką tęsknotą wiesz...
Że nie wróci.
Tasuję życie jak talię kart
Albo przechadzam po galerii art
Tasuję życie jak talię kart
Albo przechadzajam po galerii art
Tasuję życie jak talię kart
Albo przechadzam po galerii art
Tasuję życie jak talię kart
Albo przechadzam po galerii art
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
W szczelinach okien
Słoneczny promień.
W drewnianym domu
Kurz pachnie latem.
W ogrodzie jabłek
Czerwonych gałęzie
Do ziemii warkocze.
Jesteś na dole
Gotujesz kaszę
Podasz z burakiem
I klopiskami.
Leżę po drzemce
Nic mnie nie smuci
Dzień zapowiada się pięknie.
Poręcze z rattanu
To tata fotele
Na a taras je jeszcze
Wystawił nim zamarł.
W słonecznym spocie lipca
Tu w każdy kąt kochana
Wpisana jest taka tęsknota
Która się budzi
Widzisz jak Franek
Synek z bólem brzuszka
I w środku dnia dopada
Budzi się w środku nocy
Zaciska żołądek skurczami tępymi
I pięknem ślepym kiszki rwie.
Bo jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Brodą mnie jeszcze drapał
Tak drapał, że aż szeleściło
Dziadek Staszek
Ojciec Staszek
Szeleściło jak jesień
Pod butem.
A jeszcze nie wczoraj
Jak lipiec nad głową
I my w tych
Fotelach na żółto
Wyświeceni pogodą jak drutem
Kawę piliśmy
I wino wieczorem
Do nikąd nam nie uciekały
Te ramy czasu
Lipca, sierpnia, września
W tej ramie zdobnej
Mnie się czas zatrzymał
Najpiękniejszego popołudnia z tobą.
I dzisiaj mi zaczął na szali zwisać
Na szali przechylać się losu
Z taką tęsknotą wiesz...
Że nie wróci.
Tasuję życie jak talię kart
Albo przechadzam po galerii art
Tasuję życie jak talię kart
Albo przechadzajam po galerii art
Tasuję życie jak talię kart
Albo przechadzam po galerii art
Tasuję życie jak talię kart
Albo przechadzam po galerii art
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Bo to jest piosenka moich trzewi
O przemijaniu i o jesieni
Lyrics powered by www.musixmatch.com