Pan i Pani Guevara Songtext
von Afro Kolektyw
Pan i Pani Guevara Songtext
Dla mnie, moment przełomowy był wtedy
Kiedy zrozumiałam, że nie muszę być miłą dziewczyną
Pojąłem w końcu, że się nie muszę na wszystko zgadzać
Trzeba być asertywnym, wyznaczać granice
Praktykować to na co dzień
Możemy być dla siebie niemili
Możemy zaczynać już od progu
Zająć miejsce Charybdy i Scylli
Mamy prawo do wrogów
Indoktrynowani różowym i puchatym
Możemy zostać czarni i hardzi
Sperma do mleka, ślina do herbaty
I biegnij do matki się poskarżyć
Schowam ci inwalidzki wózek
Ty moje narkotyki sprzedasz
Puszczę ci złośliwie taniec na rurze
Ty mi typa co poleca na depresję pobiegać
Ja wydziedziczę twoich szczyli
Ty wyśmiejesz co dla mnie ważne
Możеmy być dla siebie niemili
Możеmy się zdziwić rewanżem
Zaraz się zacznie
I utopimy się nawzajem w bagnie
Tak zgnoi nas z zewnątrz to co straszne
Mieszczańskie, zabójczo poprawne
Możemy się skłócić i podzielić
Tak bez ruchów żadnych
Załatwią nas, ordynarnie zadowoleni
Obraźliwie standardowi, ofensywnie normalni
Udusisz mi trujące grzyby
Ja wysikam obelgi w śniegu
Sposób to wielce godny i właściwy
Nie można przecież chować w sobie gniewu
Spalisz moje arcydzieło, ja twoje przepiszę z błędami
Ponieważ jest to pewien przełom
I w tym punkcie się ze sobą zgadzamy
Zamkniesz się bez potrzeby w łazience
Ja złośliwie zboczę z kursu
Zrozumieliśmy to nareszcie
Po tylu latach naciskania hamulców
W które nas wyposażyli
Ci co uczyli, a nie mieli racji
Możemy być dla siebie niemili
I możemy polec w eskalacji
Zaraz się zacznie
I utopimy się nawzajem w bagnie
Tak zgnoi nas z zewnątrz
To co mieszczańskie, to co poprawne
Śmieją się z nas włodarze starej firmy
Gdy ustalamy nowe zasady
Lecz chcąc walczyć przeciw silnym
Walczymy wciąż przeciw słabym
Kiedy zrozumiałam, że nie muszę być miłą dziewczyną
Pojąłem w końcu, że się nie muszę na wszystko zgadzać
Trzeba być asertywnym, wyznaczać granice
Praktykować to na co dzień
Możemy być dla siebie niemili
Możemy zaczynać już od progu
Zająć miejsce Charybdy i Scylli
Mamy prawo do wrogów
Indoktrynowani różowym i puchatym
Możemy zostać czarni i hardzi
Sperma do mleka, ślina do herbaty
I biegnij do matki się poskarżyć
Schowam ci inwalidzki wózek
Ty moje narkotyki sprzedasz
Puszczę ci złośliwie taniec na rurze
Ty mi typa co poleca na depresję pobiegać
Ja wydziedziczę twoich szczyli
Ty wyśmiejesz co dla mnie ważne
Możеmy być dla siebie niemili
Możеmy się zdziwić rewanżem
Zaraz się zacznie
I utopimy się nawzajem w bagnie
Tak zgnoi nas z zewnątrz to co straszne
Mieszczańskie, zabójczo poprawne
Możemy się skłócić i podzielić
Tak bez ruchów żadnych
Załatwią nas, ordynarnie zadowoleni
Obraźliwie standardowi, ofensywnie normalni
Udusisz mi trujące grzyby
Ja wysikam obelgi w śniegu
Sposób to wielce godny i właściwy
Nie można przecież chować w sobie gniewu
Spalisz moje arcydzieło, ja twoje przepiszę z błędami
Ponieważ jest to pewien przełom
I w tym punkcie się ze sobą zgadzamy
Zamkniesz się bez potrzeby w łazience
Ja złośliwie zboczę z kursu
Zrozumieliśmy to nareszcie
Po tylu latach naciskania hamulców
W które nas wyposażyli
Ci co uczyli, a nie mieli racji
Możemy być dla siebie niemili
I możemy polec w eskalacji
Zaraz się zacznie
I utopimy się nawzajem w bagnie
Tak zgnoi nas z zewnątrz
To co mieszczańskie, to co poprawne
Śmieją się z nas włodarze starej firmy
Gdy ustalamy nowe zasady
Lecz chcąc walczyć przeciw silnym
Walczymy wciąż przeciw słabym
Lyrics powered by www.musixmatch.com