Ile jestem w stanie dać (Acappella) Songtext
von O.S.T.R.
Ile jestem w stanie dać (Acappella) Songtext
Ile jestem w stanie dać dla tego świata?
Ile jestem w stanie z tego świata wyłapać?
Przecież nie będę płakać, bo los jest zbyt dumny
Wbijających po kolei wszystkim gwoździe do trumny
Bo nie tylko do rozumnych świat należy
A trzeba go przeżyć, we własne siły uwierzyć
Potem uderzyć z mocną częstotliwością
Szerzyć to, co powierzyć można wszystkim tym wątpliwościom
Á propos doznań z szarych ludzi, dla których trud zbyt duży
By dać coś i na coś zasłużyć Nie ma co wróżyć, prawda leży pośrodku
Idę w świat przedzierając się przez tłumy młotków
A tłok niczym w "spodku" w czasie metalmanii pogo
Jedni nastawieni wrogo, drudzy sztuczni niczym LOBO
A ja zostaję sobą, w każdym calu daję coś
Czasem łzy, czasem złość, ale chociaż minimum
Wychodząc z zasady, że nie ma ognia bez dymu
Jeśli dane ci, kombinuj, filmuj te realia
Które zakłócają fikcję jak głos styly laskalia
Zakłócają fikcję jak głos styly La Scala
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym, co widzę, nie unikam potyczek
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym, co widzę, nie unikam potyczek
A Jezus Maria, ile razy dałem dupy
Nie zliczę momentów, w których pysk miałem opluty
Ale mimo wszystkich błędów, nie puściłem batuty
Dla naiwnych ostrzeżenie: to nie "Welcome to Chałupy"
OSTeR, 2000, Teofilów, Bałuty
Łódzką sadzą otruty, mimo to oddam wszystko
By zostać tu i klepać to samo klepisko biedy
Zaplątany w siatce ulic niczym dredy
Ale kiedyś (Kiedyś!) nadejdzie czas sjesty
Wtedy świat odda swe długi bez reszty
A ci, co drogę przeszli, w dupie będą mieli koszta
Ta tajemnica działa w obydwie strony jak poczta
Pierdolić tego gościa wciskającego kity
Który odsłania kurestwa niczym stringi celulitis
Bo żaden polityk nie sprosta tej regule
Że lepiej dać coś z siebie, potem zgarnąć całą pulę
Tu uśmiecham się czule, wysuwam środkowy palec
Tym, co chcieli zaszaleć, a przebrali miarę
Daję siebie, a fałszerzy wrzucam w szalet
I oby tak dalej
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym, co widzę, nie unikam potyczek
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym, co widzę, nie unikam potyczek
Ile jestem w stanie z tego świata wyłapać?
Przecież nie będę płakać, bo los jest zbyt dumny
Wbijających po kolei wszystkim gwoździe do trumny
Bo nie tylko do rozumnych świat należy
A trzeba go przeżyć, we własne siły uwierzyć
Potem uderzyć z mocną częstotliwością
Szerzyć to, co powierzyć można wszystkim tym wątpliwościom
Á propos doznań z szarych ludzi, dla których trud zbyt duży
By dać coś i na coś zasłużyć Nie ma co wróżyć, prawda leży pośrodku
Idę w świat przedzierając się przez tłumy młotków
A tłok niczym w "spodku" w czasie metalmanii pogo
Jedni nastawieni wrogo, drudzy sztuczni niczym LOBO
A ja zostaję sobą, w każdym calu daję coś
Czasem łzy, czasem złość, ale chociaż minimum
Wychodząc z zasady, że nie ma ognia bez dymu
Jeśli dane ci, kombinuj, filmuj te realia
Które zakłócają fikcję jak głos styly laskalia
Zakłócają fikcję jak głos styly La Scala
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym, co widzę, nie unikam potyczek
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym, co widzę, nie unikam potyczek
A Jezus Maria, ile razy dałem dupy
Nie zliczę momentów, w których pysk miałem opluty
Ale mimo wszystkich błędów, nie puściłem batuty
Dla naiwnych ostrzeżenie: to nie "Welcome to Chałupy"
OSTeR, 2000, Teofilów, Bałuty
Łódzką sadzą otruty, mimo to oddam wszystko
By zostać tu i klepać to samo klepisko biedy
Zaplątany w siatce ulic niczym dredy
Ale kiedyś (Kiedyś!) nadejdzie czas sjesty
Wtedy świat odda swe długi bez reszty
A ci, co drogę przeszli, w dupie będą mieli koszta
Ta tajemnica działa w obydwie strony jak poczta
Pierdolić tego gościa wciskającego kity
Który odsłania kurestwa niczym stringi celulitis
Bo żaden polityk nie sprosta tej regule
Że lepiej dać coś z siebie, potem zgarnąć całą pulę
Tu uśmiecham się czule, wysuwam środkowy palec
Tym, co chcieli zaszaleć, a przebrali miarę
Daję siebie, a fałszerzy wrzucam w szalet
I oby tak dalej
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym, co widzę, nie unikam potyczek
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym, co widzę, nie unikam potyczek
Writer(s): Barbara Ostrowska Lyrics powered by www.musixmatch.com