Ekhart Songtext
von Coma
Ekhart Songtext
Czas ostatnich już nocy schyłku lata
Wiem, że od lat nie mieliśmy o czym porozmawiać
Nie wiem, czy znasz mnożące się dzieło swojej woli
Bardzo bym chciał powoli o wszystkim Ci przypomnieć
Napewno kształty, barwy, dzwięk, smak
Napewno zapach czerwcowego dnia
Napewno zarys ogólnego tła
To dobry pomysł
Napewno wiara, że istnieje świat
Napewno wieczny i, że nawet ja
Jeżeli zechcę mogę trafić tam
To dobry pomysł
Patrz, jak cudnie przelewa sie urodzaj
Cały ten świat bezkarnie przewlekła hipertrofia
Nawet, jeśli tylko błoto i przedwieczny kurz Krążą ponad głową, nawet, jeśli umarł Bóg
Każdy proton tęskni za istotą absolutu
Żal, istotnie mi będzie pozostawić
Wszystko, co sam w przypływie nadmiaru powołałeś
Dopiero wódkę i ogórków smak
Dopiero formy obcowania ciał
Dopiero pięknie zmarnowanych lat
Poznałem słodycz
Dopiero prawdę, że na krótki czas
Dopiero jestem, przeczuwając jak
Za chwilę zniknę, by kolejny raz
Już nie odrodzić się
Nawet, jeśli tylko błoto i przedwieczny kurz
Krążą ponad głową, nawet, jeśli umarł Bóg
Każdy proton tęskni za istotą absolutu
Jeszcze nasycam się powietrzem
Oddechy przenajświętsze karmią serce przez nos
Później, późnym popołudniem
Gdy cienie będą dłuższe i smutniejsze niż są
Później, przeczuwam to podskórnie
Wszystko nagle utnie się, przemieli na proch
Jeszcze pocieszam się, że jestem
Rozkoszne czując dreszcze od nadmiaru i żądz
Jeszcze nasycam się powietrzem
Oddechy przenajświętsze karmią serce przez nos
Później, późnym popołudniem
Gdy cienie będą dłuższe i smutniejsze niż są
Później, przeczuwam to podskórnie
Wszystko nagle utnie się, przemieli na proch
Jeszcze pocieszam się, że jestem
Rozkoszne czując dreszcze od nadmiaru i żądz
Wiem, że od lat nie mieliśmy o czym porozmawiać
Nie wiem, czy znasz mnożące się dzieło swojej woli
Bardzo bym chciał powoli o wszystkim Ci przypomnieć
Napewno kształty, barwy, dzwięk, smak
Napewno zapach czerwcowego dnia
Napewno zarys ogólnego tła
To dobry pomysł
Napewno wiara, że istnieje świat
Napewno wieczny i, że nawet ja
Jeżeli zechcę mogę trafić tam
To dobry pomysł
Patrz, jak cudnie przelewa sie urodzaj
Cały ten świat bezkarnie przewlekła hipertrofia
Nawet, jeśli tylko błoto i przedwieczny kurz Krążą ponad głową, nawet, jeśli umarł Bóg
Każdy proton tęskni za istotą absolutu
Żal, istotnie mi będzie pozostawić
Wszystko, co sam w przypływie nadmiaru powołałeś
Dopiero wódkę i ogórków smak
Dopiero formy obcowania ciał
Dopiero pięknie zmarnowanych lat
Poznałem słodycz
Dopiero prawdę, że na krótki czas
Dopiero jestem, przeczuwając jak
Za chwilę zniknę, by kolejny raz
Już nie odrodzić się
Nawet, jeśli tylko błoto i przedwieczny kurz
Krążą ponad głową, nawet, jeśli umarł Bóg
Każdy proton tęskni za istotą absolutu
Jeszcze nasycam się powietrzem
Oddechy przenajświętsze karmią serce przez nos
Później, późnym popołudniem
Gdy cienie będą dłuższe i smutniejsze niż są
Później, przeczuwam to podskórnie
Wszystko nagle utnie się, przemieli na proch
Jeszcze pocieszam się, że jestem
Rozkoszne czując dreszcze od nadmiaru i żądz
Jeszcze nasycam się powietrzem
Oddechy przenajświętsze karmią serce przez nos
Później, późnym popołudniem
Gdy cienie będą dłuższe i smutniejsze niż są
Później, przeczuwam to podskórnie
Wszystko nagle utnie się, przemieli na proch
Jeszcze pocieszam się, że jestem
Rozkoszne czując dreszcze od nadmiaru i żądz
Writer(s): Piotr Rogucki, Adam Maciej Marszalkowski, Marcin Jerzy Kobza, Rafal Wojciech Matuszak, Dominik Pawel Witczak Lyrics powered by www.musixmatch.com